Witajcie wszyscy zaglądający do mnie. Przepraszam, że nie odwiedzałam
Was, ale ogrom pracy spowodował, że nie miałam siły wieczorem siadać
jeszcze raz do komputera. No ale już skończyłam bazę danych w pracy i
nareszcie mam wiatr we włosach i dosłownie i w przenośni. U mnie wieje,
pada i jest zimno. A ja jak wiecie nie cierpię takiej pogody. Do tej
pory większość kuchennych prac przygotowywałam sobie na dworze. Teraz
czuje, że muszę się zwijać powoli do domu. Ja tu piszę, a za mną
pyrkocze galaretka z pigwy. Trudno się ją przygotowuje, bo owoce małe i
twarde, ale po zrobieniu i przegryzieniu się smaków jest boska. Ja całą
ubiegłą zimę dodawałam do zielonej herbaty i wyobraźcie sobie, że prawie
wcale nie chorowałam. A mam codziennie styczność z dużą ilością ludzi
kichających, kaszlących itp.

Co poza tym robię. Zwykła codzienność. Robię zapasy zimowe. W tym roku
jest u nas dużo orzechów. Zbieram je co kilka dni. Kolega przywiózł nam
jabłka ze starej odmiany, nie pryskane, rosnące w pobliżu lasu więc je
powoli przerabiam żeby mieć troszkę zimowego zaplecza. Skończyłam
pakować koperek do zamrażarki. I tu moja rada. Ja dłuższe pędy pakuję
osobno a drobno skrojone listki układam luźno w pudełeczkach po serkach i
mrożę.
Muszę kończyć bo pigwę trzeba przełożyć do słoiczków. Do następnego. Pa....